Krzesełko do karmienia dzieci – przeinwetowana renowacja
Czasem bywają takie projekty, których wartość sentymentalna mebla powoduje, że zachowujemy się irracjonalnie.
Dzisiaj na tapecie temat „przeinwestowanych” projekt Gratki.
Niepozorne, solidne drewniane krzesełko do karmienia, które „wychowało” przynajmniej czworo dzieciaków, nie trafiło na śmietnik jedynie z sentymentu.
Cóż się dziwić (mój Szczypiorku)…u poprzedniego właściciela mebel ten przetrwał niejedno dzieciństwo pełne codziennej inwencji malarskiej przy okazji papkowatych posiłków, które odcisnęły swoje piętno głównie na gąbczastym siedzisku.
Kiedy przyszedł na nie czas, ruszyłam na zakupy.
Zakup farb, wałków, papierów ściernych był kosztem rzędu 60 zł.
Wyzwaniem okazał się parciany pasek, a właściwie niepozorne części mocujące, których nie udało mi się znaleźć ani u kaletnika, ani w pasmanterii ani w Internecie (!). Musiałam więc improwizować. Akcja pasy, kosztowała więc ok 30 zł.
Zostało jeszcze siedzisko, na które zakupiłam porządną ekoskórkę w kolorze białym za 35 zł. Zadowolona z siebie wybrałam się więc do krawcowej celem zamówienia usługi obszycia siedziska. Ta jednak odesłała mnie do tapicera.
Nie będę wyliczać ile razy umówiony termin odbioru okazał się niepowodzeniem i jazdą na marne, podam natomiast koszt całej tej imprezy.
Za obszycie siedziska tapicer zażądał równe…. 110 zł (!).
Wtedy uświadomiłam sobie że jestem szalona.
Uratowanie krzesełka, poza 3 dniami poświęconymi na rozkręcenie, ścieranie, nakładanie kolejnych warstw oraz skręcenie konstrukcji, kosztowało 270 zł (z zakupem mebelka).
Bywają i takie projekty ; )
Mam jednak pewność, że to solidna robota i jeśli trafi do nowego właściciela, „wychowa” kolejne pokolenia.
Satysfakcja zawsze swoje kosztuje, włożona praca to inwestycja, a renowacja to kosztowna zabawa : D
Najważniejsze jednak jest to że wspomnień się nie wycenia, a dzieciństwo jest przecież bezcenne.
No cóż – witamy w naszej bajce…
DOŁĄCZ DO NASZEJ GRATKOWEJ SPOŁECZNOŚCI NA: